To mój regionRozmowa z FILIPEM ADWENTEM, posłem reprezentującym Podkarpacie w Parlamencie Europejskim- Wiele osób na Podkarpaciu uważa Pana za kolejnego parlamentarzystę "spadochroniarza", za osobę, która została przywieziona w teczce. Jak Pan odeprze takie zarzuty? - Z Podkarpaciem jestem związany bardzo mocno. Urodziłem się co prawda we Francji i tam się wychowałem, ale większa część mojej rodziny pochodzi z tych ziem. Babcia urodziła się w Ropczycach, dziadek w Pilznie, wujek - dowódca Kompanii Honorowej za prezydenta Mościckiego - w Mielcu, itd. Obecnie mam jeszcze dużo rodziny w Rzeszowie i Kolbuszowej. Doskonale rozumiem i znam problemy regionu. Duchowo jestem z nim związany od zawsze. Dowodzi tego choćby fakt, że od początku stanu wojennego, w czasach strasznego kryzysu i strachu, mieszkając poza granicami Polski, organizowałem przez wiele lat pomoc humanitarną - przede wszystkim medyczną - dla Podkarpacia. Nie chciałem się tym chwalić, ale ponieważ niektórzy złośliwie kłamią insynuując, że nic dla regionu nie uczyniłem i że jestem osobą nieznaną, to przypominam, że otrzymałem od ministra zdrowia odznaczenie "Za zasługi dla ochrony zdrowia" za te 15 lat pracy na rzecz podkarpackich szpitali. Ludzie, którzy na mnie głosowali, to są właśnie osoby, które tamte czasy pamiętają. Pamiętają, że przez całe lata spędzałem wszystkie swoje wakacje w szpitalach w Rzeszowie i Jarosławiu, że wysyłałem personel szpitalny na szkolenia do Francji. Może niejedna spośród osób, które dziś próbują mnie tak nieelegancko szkalować, przeżyła ten okres właśnie dlatego, że uratował ją sprzęt medyczny czy medykamenty, które ja tutaj przywiozłem. To był mój chrześcijański i polski obowiązek. Nikt mnie o to nie prosił. A tym osobom, które mnie tak bezpodstawnie próbują oczerniać wybaczam, bo nie wiedzą, co mówią. - Jeśli chodzi o Parlament Europejski - jakie kwestie dla Polski są pana zdaniem najistotniejsze? - Muszę powiedzieć, że bardzo dobrze znane mi są struktury europejskie i procedury działania. Z uwagi na to, że urodziłem się we Francji, właśnie w Strasburgu, i spędziłem tam 40 lat życia, znam doskonale kilka języków i przede wszystkim mentalność Europejczyków. To będzie niesłychanie istotne w działalności parlamentarnej. Posłowie europejscy i społeczeństwa zachodnie mają nikłą bądź kompletnie zniekształconą znajomość Polski, Polaków i ich problemów. Przekonani są na przykład, że łożą na nas ogromne kwoty, a my okazujemy im tylko niewdzięczność kupując za te pieniądze samoloty amerykańskie. Dokładnie tak, jak myśleli Rosjanie kilka lat temu, twierdząc, że kryzys gospodarczy, który ich trawił, spowodowany był tym, że to oni nam pomagają... kiedy było dokładnie odwrotnie! Trzeba więc Europejczykom odsłonić prawdę o Polsce, o jej wykorzystywaniu, o jej kolonizowaniu. A kto to uczyni lepiej niż ten, kto zna ich mentalność i ich języki? Kolejna, bardzo istotna kwestia związana jest z ziemią i własnością polską. Od wielu lat dochodzą do nas przerażające sygnały. Niektóre organizacje niemieckie składają roszczenia dotyczące przejęcia własności naszych ziem i nieruchomości. Proceder ten nie dotyczy jedynie Ziem Odzyskanych, ale również innych terenów w naszym kraju. Znam osobiście 3-4-hektarowe gospodarstwa rolne na Zamojszczyźnie, które Niemcy i Holendrzy obecnie wykupują za grosze. Bez stanowczej reakcji z naszej strony, dojdzie wnet do tragedii. Kolejną bardzo istotną sprawą jest oczywiście duchowe oblicze Europy. My Polacy musimy zadbać o to, by było ono chrześcijańskie. A Unia z każdym dniem odsłania bardziej swoje prawdziwe oblicze: antyrodzinne i wściekle ateistyczne. - A co z Podkarpaciem... - Już wspominałem, że jestem osobą związaną krwią i kością z tym regionem. Nie chcę być traktowany jako kolejny spadochroniarz, a jeżeli już, to jako spadochroniarz z rodu "cichociemnych" - którzy przyleciawszy z Zachodu skakali nad Polską, by walczyć o Jej wolność i Ją potem odbudować, wspanialszą niż przedtem. Nikt nie kwestionował uczciwości cichociemnych i nikt nie oburzał się, że przykładowo wilnianin skakał nad Nową Dębą! Mam świadomość, że niektórzy wyśmiewają wszystko, co pochodzi z serca, wszystko, co wyniosłe. Na to nic nie poradzę. Żal mi tych, którzy nie potrafią wyczuwać w człowieku szczerej chęci, którzy boją się "szybować jak orły" - jak wymagał od nas Prymas Tysiąclecia. Wielu wspaniałych ludzi zaufało mi i byłoby grzechem zawieść oczekiwania tych osób. Moim zadaniem obok obowiązków związanych z pracą czysto parlamentarną, jest służyć lokalnym społecznościom i wspierać je do tego stopnia, do jakiego zdołam. Innymi słowy: uprawiać lobbing, czyli reklamę na rzecz Podkarpacia. Nigdy nie składałem pustych obietnic, w tej kampanii wyborczej również, a jednak ludzie wybrali mnie. Dlaczego? Dlatego, że udowodniłem w przeszłości, nie będąc wcale o to proszony, że można na mnie liczyć. Składam tylko jedną obietnicę: że zrobię zawsze wszystko, co w mojej mocy. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem wyjątkowo uparty, wytrzymały i konsekwentny. Nic mnie nie tak nie zachęca do działania i walki, jak nieuczciwość i niesprawiedliwość. Jeśli chodzi o lokalną politykę, to chciałbym, by moja osoba łączyła, a nie dzieliła. Istnieje wiele sposobów wsparcia regionu. Tak się składa, że Podkarpacie jest województwem zlokalizowanym na wschodnich rubieżach Unii. Z punktu widzenia finansowego, to może być bardzo dogodna pozycja, albowiem możemy dzięki temu pozyskać wiele środków. Postaram się o to jak najskuteczniej zadbać, aczkolwiek nie jest to oficjalne zadanie europarlamentarzysty. Lecz jeszcze raz powtarzam, umiejętność poruszania się w krajach Unii, znajomość ludzi i ich języków są pierwszorzędnymi atutami dla organizowania pomocy w szerokim znaczeniu tego słowa. Niech mnie ludzie dalej oceniają po moich czynach. - Gdzie będzie Pan pracował? Inaczej rzecz ujmując, czy będzie Pan odwiedzał region, z którego wybrano Pana na europosła? - Oczywiście, że tak. Trzeba wziąć tę poprawkę, że miejsce obradowania europarlamentu oddalone jest o ponad tysiąc kilometrów od Rzeszowa. Zamierzam odwiedzać mój region tak często, jak tylko zdołam. Muszę przecież wspierać lokalne organizacje i ludzi. A kontakt z ludźmi był zawsze dla mnie podstawą działania, wręcz podstawą życia. Nie mógłbym żyć bez codziennego i autentycznego kontaktu z ludźmi. Nie powiem, że to mój nałóg, ale prawie... Rozmawiał: TOMASZ PAJĘCKI źródło: http://dzis.dziennik.krakow.pl/ Copyright © Fundacja Pomocy Antyk |