powrót
WYNIKI WYBORÓW W POWIECIE
Przepytywani przez dziennikarzy politycy próbują zaskakiwać swoich rozmówców
księżycowymi wyjaśnieniami i opiniami, które najczęściej mają tyle wspólnego
z rzeczywistością, co programy partyjne z codziennym zachowaniem się
polityków. Niestety... prezydent Kwaśniewski przebił wszystkich. Jego zarzut
o niedojrzałości społeczeństwa, o nieumiejętności korzystania z
demokratycznych procedur, jest on nie tylko nieusprawiedliwiony, ale przede
wszystkim nieprawdziwy. Widocznie zapomniał, że na kogo, jak na kogo, ale na
naród nie można się obrażać.
Z historii III Rzeczypospolitej znamy już polityków obrażających się na
społeczeństwo. Wieczorem, kiedy kraj oczekiwał wyników pierwszych
powojennych powszechnych wyborów prezydenckich, na wieść o przegranej z
Tymińskim i Wałęsą, Tadeusz Mazowiecki wypowiedział pamiętne słowa, że
społeczeństwo polskie nie dorosło do demokracji. I szybko zebrał plon swojej
wypowiedzi. Przestał się liczyć jako czynny polityk. Dostał jakieś tam
zadanie na Bałkanach, jeździł, obserwował, ale tu, w kraju, pozostał jedynie
wspomnieniem.
Jestem przekonany, że podobnie może się stać z obecnym mieszkańcem Pałacu
Namiestnikowskiego. Polacy wybaczyli mu już wiele, ale tego, jak mniemam,
nie zapomną tak szybko jak reklamowania mebli FORTE. Tym bardziej, że
odpowiedzialność za niską frekwencję przy urnach ponoszą same komitety
wyborcze.
Od pamiętnych wyborów z 4 czerwca 1989 r. jeszcze nie zdarzyło się, aby
partie tak zlekceważyły wyborców. Żaden z komitetów nie przeprowadził
prawdziwej kampanii. Nie było wyborczych mitingów, kandydaci nie spotykali
się z mieszkańcami, brakowało debat politycznych. Dysponent kartki wyborczej
pozostawał jedynie z wiedzą z klipów telewizyjnych i plakatów rozwieszanych
na wydzielonych słupach. Jednak w ten sposób bardziej prezentowano liderów
list, niż wszystkich uczestników wyścigu do Europarlamentu. Mielczan mniej
interesowali jacyś odlegli liderzy, niż rodzimi kandydaci. A ci pozostawali
w cieniu.
W tym marazmie wyborczym wyróżniała się kampania senatora Grzegorza Lato.
Niestety niska frekwencja i umieszczenie szefa wojewódzkich struktur
partyjnych na czele listy, sprawiły, że osiągnął wynik, którym na pewno nie
może się dziś poszczycić. Ale nie można odmówić sztabowi senatora Lato, że
nie pracował. Senator obecny był wszędzie tam, gdzie mógł liczyć na
przekonanie do siebie kogokolwiek. Niezależnie, czy była to dyskoteka,
festyn, czy spotkanie oficjalne.
Dużo gorzej wypadli pozostali kandydaci. Chociaż umiał na siebie zwrócić
uwagę Robert Pluta, kandydat LPR. Jego dwukolorowe plakaty wyróżniały się na
tle wielobarwnych reklamówek wyborczych. Oszczędność w kolorystyce była
zaskakująca, ciekawa i przekonywująca. Dobry początek na przyszłość, bo
nazwisko i twarz stała się rozpoznawalna poza radą powiatu. Niewątpliwie
szansę zmarnowała młoda kandydatka PSL-u, pani Bik-Maciuba. Zginęła w tłumie
kandydatów.
Pierwsze plakaty wyborcze w Mielcu wywiesił Alan Rosenbeiger (PO).
Charakterystyczna bródka i “przycięty” czubek głowy na plakacie prawie o
tydzień wyprzedzały pozostałych kandydatów. Plakat był popularny, ale co z
tego, jak kandydat nawet nie próbował przekonać do siebie mieszkańców
miasta. Czy chociaż raz spotkał się twarzą w twarz z przyszłymi wyborcami? Z
tego co wiem, to nie. I niewątpliwie, należy to uznać za jeden z elementów
przegranej “platformersów” na Podkarpaciu.
Jeszcze gorzej wyszło kandydatom “borowików”. Ich brudno-pomarańczowe
plakaty widoczne były na słupach i... nic poza tym. Listonosze nie
poroznosili folderów wyborczych, mieszkańcy nie mieli okazji podać im ręki,
a każdy taki gest, to nadzieja na jeden głos. Można się usprawiedliwiać
brakiem funduszy nowopowstałej partii, ale jedynie do pewnej granicy, bo
poza nią rozciąga się cała przestrzeń inwencji własnej. Szkoda, że jej nie
było. Mam nadzieję, że w najbliższym sprawdzianie wyborczym Paweł Niedbała
wypadnie lepiej.
Najgorzej wypadli: Tadeusz Zięba (UPR) i Bogdan Król z OKO. Przechodząc
ulicami Mielca, ani razu nie spotkałem plakatu wyborczego tych szacownych
dżentelmenów.
Na szczęście wyborcze szaleństwo na razie się skończyło. Na razie, bo zbliża
się kolejny sprawdzian, czyli wybory do sejmu i senatu. Czy partie czegoś
się nauczą? Zobaczymy... Oby po kolejnych wyborach nie pokazali w telewizji
gadającej gęby prezydenta Kwaśniewskiego narzekającego na naród. Tego byłoby
już za wiele.
Henryk Wyrostkiewicz
LPR przed PiS i PO... NA PODKARPACIU
W okręgu podkarpackim niedzielne wybory do Parlamentu Europejskiego wygrała
Liga Polskich Rodzin zdobywając 24 proc. głosów. Kolejne miejsca zajęły:
Prawo i Sprawiedliwość -
19,63 proc. i Platforma Obywatelska - 13,41 proc. SdPl i UW nie przekroczyły
progu wyborczego.
Oto oficjalne wyniki podane w poniedziałek przez Okręgową Komisję
Wyborczą w Rzeszowie:
LPR - 81.342 głosów - 24,00 proc.
PiS - 66.530 głosów - 19,63 proc.
PO - 45.463 głosów - 13,41 proc.
Samoobrona - 38.410 głosów - 11,33 proc.
PSL - 37.786 głosów - 11,15 proc.
SLD-UP - 29.209 głosów - 8,61 proc.
Progu wyborczego w tym okręgu nie przekroczyły:
SdPl - 10.177 głosów - 3,00 proc.
UW - 6.704 głosów - 1,97 proc.
NKW - 6.101 głosów - 1,80 proc.
UPR - 3.806 głosów - 1,12 proc.
OKO - 3.259 głosów - 0,96 proc.
ROB - 3.087 głosów - 0,91 proc.
KPEiR-PLD - 2.914 głosów - 0,85 proc.
IdP - 2.413 głosów - 0,71 proc.
PPP - 1.673 głosów - 0,49 proc.
Uprawnionych do głosowania w tym okręgu było 1.614.976 osób. Oddano 338.874
ważnych głosów. Frekwencja wyniosła 20,98 proc.
Reprezentanci Podkarpacia
Senator Mieczysław Janowski i Filip Adwent - to przedstawiciele Podkarpacia
w Parlamencie Europejskim. Znane są już oficjalne wyniki niedzielnych
wyborów. Ponieważ jednak zbyt mało osób poszło do wyborów, nie zdobyliśmy
trzeciego mandatu, jak wcześniej przewidywano. W Strasburgu będą nas
reprezentować Mieczysław Janowski, który startował z pierwszego miejsca
listy Prawa i Sprawiedliwości oraz Filip Adwent drugi na liście Ligi
Polskich Rodzin.
Mieczysław Janowski
ma 57 lat, jest doktorem nauk technicznych. Funkcje senatora pełni od dwóch
kadencji, wcześniej był prezydentem Rzeszowa. W niedzielnych wyborach zdobył
31 tysięcy głosów - najwięcej na Podkarpaciu. W chwili wyboru do Strasburga
utracił mandat senatorski. Wybory uzupełniające ogłasza prezydent, muszą się
one odbyć w ciągu trzech miesięcy.
Filip Adwent
ma 49 lat, mieszka w Grodzisku Mazowieckim koło Warszawy. W Polsce
zamieszkał niedawno, przeprowadził się z Francji. Jest lekarzem. Na
Podkarpaciu uzyskał ponad 21 tysięcy głosów.
źródło:
http://www.korso.pl/articles.php?id=267
powrót
Copyright © Fundacja Pomocy Antyk
|