powrót

 

Odczuła skutki tragedii ojca

Pozew mieszkanki Warszawy skierowany do berlińskiego sądu jest efektem niemieckich roszczeń

(INF. WŁ.) Sześciu tysięcy euro odszkodowania od rządu niemieckiego domaga się warszawianka Izabela Brodacka, której ojciec trafił w czasie wojny do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Pozew wzbudził zainteresowanie niemieckich mediów.

Wniosek w berlińskim sądzie krajowym złożył już adwokat Brodackiej, mecenas Stefan Hambura. Sama powódka przyznaje, że jej krok, to efekt ostatnich roszczeń Niemców domagających się od strony polskiej reparacji za wysiedlenia z terenów należących przed wojną do Rzeszy. - Zawsze byłam zwolenniczką opcji zerowej, ale ostatnio zacierane zostają proporcje pomiędzy katami i ofiarami - powiedziała nam Izabela Brodacka, która na świat przyszła już po tym, jak jej ojciec - Julian Brodacki - wyszedł z obozu w 1944 roku. Pobyt w Oświęcimiu odbił się jednak na zdrowiu ojca, który zmarł w 1994 r. Izabela Brodacka twierdzi, że sama odczuła skutki ojcowskiej tragedii.

Kwota, której domaga się przed sądem jest zdaniem powódki symboliczna. - Tu nie chodzi o pieniądze, ale o szacunek dla historii - zapewnia.


To nie koniec

- Tego pozwu nie byłoby, gdyby nie żądania Powiernictwa Pruskiego - przyznaje w rozmowie z nami Stefan Hambura, reprezentujący Brodacką, niemiecki adwokat polskiego pochodzenia. Prawnik zajmuje się od lat stosunkami polsko-niemieckimi po II wojnie światowej. Jest m.in. autorem opracowanej na potrzeby polskiego Sejmu opinii "Reparacje wojenne w stosunkach polsko-niemieckich", w której dowodzi, że umowa rządu PRL z 1953 r. dotycząca zrzeczenia się reparacji wojennych wobec Niemiec jest nieważna, bo dotyczyć miała jedynie nie istniejącej już NRD, a poza tym jej zawarcie zostało wymuszone na Polsce przez ZSRR. Hambura wyliczył wtedy, że wysokość strat jakie na skutek wojny poniósł nasz kraj sięgnęła 38 proc. wartości majątku narodowego.

Wniesienie pozwu odnotowały media niemieckie. - Stosunki polsko-niemieckie i kwestie odszkodowań nie są tu sprawą pierwszoplanową. Po naszym pozwie zaczynają się jednak nimi interesować media - przyznaje adwokat.


Razem łatwiej

Dr Jacek Franek, prowadzący kancelarię prawniczą w Warszawie i Berlinie, na co dzień zajmujący się wzajemnymi polsko-niemieckimi roszczeniami, uważa, że więcej można osiągnąć, składając pozew w imieniu grupy osób.

- Nie jestem w stanie ocenić, na ile taki pozew może być skuteczny, ale ja jestem zwolennikiem składania pozwów zbiorowych. W przypadku, kiedy do sądu wpływa zbiorowa skarga 10-20 tys. osób, sprawa staje się polityczna, nabiera rozgłosu, na który Niemcy pozwolić sobie nie mogą. Złożenie takiego pojedynczego pozwu to zatem strategiczny błąd - zostanie wchłonięty przez machinę biurokratyczną i "wypluty" najwcześniej za pięć-sześć lat - ocenia adwokat.

JACEK HARŁUKOWICZ

("Słowo Polskie - Gazeta Wrocławska")
 

 

----
Prof. BEATA OCIEPKA, specjalista ds. stosunków polsko-niemieckich Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego: - Weszliśmy w fazę wzajemnych roszczeń, ale polskiej stronie brakuje przede wszystkim strategii informowania Niemców o tym, dlaczego jesteśmy narodem tak mocno zakorzenionym w historii. Tam naprawdę niewiele wie się o naszym kraju. To do nas należy takie skonstruowanie polityki zagranicznej, by im to wytłumaczyć. Co do samego pozwu, to nie sądzę, by - poza kwestiami socjotechnicznymi - miał jakiekolwiek konsekwencje. Nie wiem, czy w ogóle zostanie tam zauważony. Co do zasadności, to cóż, w tych sprawach nie można nikomu niczego nakazać, ani tym bardziej zakazywać.

 

  powrót

Copyright © Fundacja Pomocy Antyk