powrót

 

PRAWO CO DNIA
PRAWO WSPÓLNOTOWE Korekta traktatu konstytucyjnego nie jest ani prosta, ani możliwa do przeprowadzenia z tygodnia na tydzień
Błędy poprawi cała Unia Europejska


Na każdą z wprowadzanych przez Polskę do traktatu konstytucyjnego poprawek trzeba uzyskać zgodę wszystkich pozostałych państw członkowskich.

Tekst Traktatu ustanawiającego konstytucję dla Europy podpisali 29 października ubiegłego roku szefowie państw i rządów 25 państw członkowskich UE oraz trzech krajów kandydujących (na zdjęciu - tuż po uroczystości podpisania) . Teraz na każdą zaproponowaną korektę, trzeba uzyskać zgodę wszystkich pozostałych 24 państw członkowskich.
(c) RADEK PIETRUSZKA


Traktat ustanawiający konstytucję dla Europy (TK) nie jest zwykłą regionalną umową międzynarodową. Należy go bowiem oceniać nie tylko z punktu widzenia prawa międzynarodowego publicznego, ale też prawa wspólnotowego. Właśnie ono sprawia, że po ratyfikacji TK państwa członkowskie nie będą już "gospodarzami umowy". TK stanie się bowiem nowym fundamentem władzy integracyjnej, a przez splot czynników politycznych, gospodarczych i społecznych przyjmie - zresztą zgodnie ze swoim tytułem - charakter europejskiego aktu konstytucyjnego, formę nowej "umowy społecznej" narodów Europy. Zgodnie zaś z art. I-6 będzie miał pierwszeństwo nawet przed konstytucjami państw członkowskich. Ustanowi ponadnarodowe źródło prawa.

Na tropie błędów
Kiedy wyszło na jaw, że w polskim tekście TK są błędy, pojawiły się automatycznie pytania: jak mogło do tego dojść, jak zapoznać z błędnym tekstem społeczeństwo, czy akt w tym stanie może być poddany pod referendum? W normie prawnej nawet przesunięcie lub brak zwykłego przecinka może mieć olbrzymie znaczenie.

Błędów jest wiele, a samych poważnych merytorycznych ("Rzeczpospolita" z 22 stycznia) około 40. Potwierdzają to eksperci PiS, którzy nie zakończyli jeszcze prac nad załączonymi do TK protokołami (jest ich 36) i deklaracjami (50).

Klasyczny błąd wskazują np. w art. I-22, w którym pominięcie części tekstu określającego zakres kompetencji przewodniczącego Rady Europejskiej spowodowało rozszerzenie jego uprawnień, czy art. II-91 ust. 2, w którym zamiast prawa "do okresów dziennego i tygodniowego odpoczynku" pracownik ma zagwarantowane prawo do ich ograniczania. A wszystko przez pominięcie małej partykuły "do". Błędny tekst został nawet opublikowany w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej z 16 grudnia 2004 r.

Posłowie Komisji Spraw Zagranicznych dowiedzieli się od przedstawiciela MSZ, że zajęło się ono sprawą tych błędów już w połowie listopada 2004 r. Dlaczego więc MSZ nie wstrzymało publikacji TK w Dzienniku Urzędowym UE?

Równie dziwne wydaje się zrzucanie winy na Brukselę. Jak sugerował podczas posiedzenia Komisji do spraw Unii Europejskiej inny przedstawiciel MSZ, ministerstwo było tylko konsultantem, a tłumaczy i prawników-lingwistów zatrudnił Sekretariat Generalny Rady UE. Mimo to i zgodnie z art. 27 konstytucji w Rzeczypospolitej Polskiej językiem urzędowym jest język polski. Przecież tekst w takim języku zostanie poddany społecznej konsultacji i na tej podstawie w referendum będzie wyrażana zgoda na jego ratyfikację.

Na marginesie rzecz wcale nie marginesowa: błędy w TK są dodatkową przesłanką podważającą sens przeprowadzenia referendum ratyfikacyjnego jesienią 2005 r.

Procedura poprawek
Podpisanie jakiegokolwiek traktatu oznacza zamknięcie negocjacji, akceptację i autentyczność jego treści. Innymi słowy, teoretycznie tekst TK we wszystkich językach jest identyczny.

W praktyce zawierania umów międzynarodowych pojawia się czasem potrzeba poprawiania błędów, więc prawo międzynarodowe określiło stosowną formułę. Mówi o tym art. 79 konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów z 23 maja 1969 r. (Dz. U. z 1990 r. nr 74, poz. 439). Tryb działania, co do zasady określony przez ust. 2, składa się z trzech etapów: • zainteresowane państwo informuje o błędach depozytariusza umowy - w tym wypadku rząd Włoch, • depozytariusz powiadamia państwa, które umowę podpisały, o błędach i o propozycjach ich poprawienia, oraz określa termin, w którym można wnosić sprzeciwy wobec określonej poprawki, • jeżeli po upływie tego terminu żadne państwo nie wniesie sprzeciwu, depozytariusz dokonuje poprawek w tekście i sporządza z tego protokół. Wtedy też informuje o tym wszystkie strony traktatu. Skutek poprawek określa ust. 4: poprawiony tekst zastępuje tekst wadliwy ab initio (od początku), chyba że państwa, które traktat podpisały, i inne umawiające się państwa postanowią inaczej.

To naprawdę poważny problem
Najsmutniejsze jest to, że MSZ ma chyba ciągle kłopoty ze zrozumieniem wagi problemu. Świadczy o tym wypowiedź podsekretarza stanu Jakuba Wolskiego, że dla zapoznania społeczeństwa z treścią TK można umieścić poprawiony tekst na stronie internetowej MSZ. Przecież o poprawkach Polska nie decyduje już samodzielnie.

Na każdą zaproponowaną korektę tekstu, nawet literówkę, trzeba uzyskać zgodę wszystkich pozostałych 24 państw członkowskich. Wystarczy odmowa jednego z nich, a żadna zgłoszona zmiana nie dojdzie do skutku.

Nie będzie to więc jednostronna procedura generalnej korekty błędów jako całości, lecz indywidualne rozważanie przez 24 państwa każdej pojedynczej zmiany. Tak więc efekt nie musi wcale spełnić oczekiwań. Nikt - nawet minister spraw zagranicznych - nie może teraz dać gwarancji, ile z propozycji poprawek przedłożonych przez Polskę zostanie ostatecznie uwzględnionych.

Wbrew zapewnieniom procedura ta nie potrwa ani tydzień, ani nawet miesiąc. Wszystkie państwa członkowskie muszą mieć czas na zapoznanie się z poprawkami oraz ich porównanie i analizę. Ile z nich będzie chciało to wykorzystać dla własnych celów? Wystarczy przecież, aby tylko jedno zgłosiło uwagi, a pojawi się naprawdę duży problem.

Strach drążyć dalej
Czy błędy zauważone przez MSZ będą ostatecznie wszystkimi? Być może - tak, być może - nie. Dlatego Sejm powinien powołać własną komisję lub podkomisję, aby ta z pomocą niezależnych ekspertów zbadała, czy tekst po zaproponowanych poprawkach rzeczywiście nie ma błędów.

Postępowanie w trybie art. 79 konwencji wiedeńskiej należy wszcząć po upewnieniu się, że TK - źródło praw i obowiązków Polaków w przyszłej zjednoczonej Europie - nie stworzy zagrożenia, iż kiedyś ich prawa będą ograniczone przez niekompetencję tłumaczy i urzędników.

Z drugiej strony, aż strach badać problem dalej. Jeżeli w tak ważnym akcie jest tyle błędów, to sensacyjne informacje prasy o jakości polskojęzycznego zbioru rozporządzeń, dyrektyw i innych aktów prawa wtórnego mogą być jedynie czubkiem góry lodowej. A przecież za wszystkie błędy, które spowodują szkodę, odpowiedzialność odszkodowawczą poniesie państwo. Czy odpowiedzialnych za to już będziemy szukać w Brukseli?

STEFAN HAMBURA, KAROL KARSKI
Stefan Hambura jest adwokatem, prowadzi kancelarię w Berlinie, dr Karol Karski jest specjalistą prawa międzynarodowego publicznego i prawa europejskiego, pracownikiem naukowym Instytutu Prawa Międzynarodowego Uniwersytetu Warszawskiego oraz wiceprzewodniczącym Komitetu Regionów Unii Europejskiej
 

  powrót

Copyright © Fundacja Pomocy Antyk