powrót
HAŃBA GŁODU
W Polsce blisko 4 mln Polaków żyje poniżej
minimum egzystencji. Ponad jedna trzecia z nich to dzieci poniżej 14 roku
życia, które nieraz mdleją na lekcjach. Te dane przedstawiono 1 września w
Warszawie na konferencji zorganizowanej przez Polską Akcję Humanitarną.
Enklawy biedy to województwa: świętokrzyskie, warmińsko-mazurskie, gdzie w
ubóstwie żyje 40 proc. wszystkich dzieci, podkarpackie, kujawsko-pomorskie,
podlaskie i lubuskie (30-40 proc.). Według UNICEF, w całej Polsce w biedzie
żyje średnio 15,4 proc. dzieci.
Ta statystyka to tragiczne żniwo piętnastoletnich "prospołecznych" rządów
postkomunistów, tzw. liberałów gdańskich i Unii Wolności, równoznacznych z
zamykaniem zakładów, bezrobociem, a więc poszerzaniem biedy.
W normalnym państwie głód wśród dzieci jest największą hańbą. Tyle że
rządzący naszym krajem mają inne "priorytety": ustanawianie milionowych
odpraw dla szefów spółek takich jak Orlen, dorabianie się na aferach
gospodarczych, wojaże prezydenta, ministrów i posłów na koszt podatnika po
całym świecie (ostatnio po arenach olimpijskich w Atenach). A także -
gigantyczne zarobki prezesów banków. Jan Krzysztof Bielecki jako szef Banku
Pekao zarabia oficjalnie 100 tys. zł. miesięcznie. Przebija go jednak
Bogusław Kott, związany z elitami postkomunistycznymi prezes Banku
Millennium, którego miesięczne pobory wynoszą równowartość 150 tys. euro!
Ot, Polska mafijna.
W państwach demokracji jest na odwrót. W Niemczech rząd właśnie zrezygnował
z dania sobie podwyżki płac o 4,4 proc., przewidzianej od 1 stycznia 2005
roku. Dotyczy to nie tylko kanclerza Gerharda Schrödera i jego ministrów,
ale także prezydenta Horsta Koehlera i wyższych urzędników państwowych. U
naszych zachodnich sąsiadów jest trudna sytuacja budżetowa i kasa państwa w
ten sposób zaoszczędzi ok. 800 tys. euro. Podobne kroki na Filipinach,
którym grozi "krach argentyński", podjęła prezydent Gloria Macapagal Arroyo,
zawieszając wszystkie zbędne wydatki rządowe i ograniczając dostęp do
większości rządowych źródeł finansowych.
A w Polsce to z podatnika wyciska się ostatnie grosze, podnosi podatki,
składki na ZUS, gdyż jedynym prawem człowieka jest opłacanie politycznej
sitwy. Nie dziwmy się więc, że zwykłego Polaka nie obchodzi tzw. wielka
polityka. Widzi doskonale, że politycy z prawa i z lewa kłócą się jedynie na
użytek publiczności, w rzeczywistości mają na ustach to samo kłamstwo i
pozostawiają człowieka samemu sobie z pustym portfelem i głodnym dzieckiem.
Prześmiewczo więc brzmi postulat władz województwa pomorskiego, Gdańska,
"Solidarności" i Fundacji Centrum "Solidarność" o ustanowienie od przyszłego
roku dnia 31 sierpnia świętem państwowym - Dniem Solidarności i Wolności.
Solidarności już nie ma, a wolność odpłynęła 1 maja br.
A prezydent Kwaśniewski właśnie ustawił w Pałacu Namiestnikowskim okrągły
stół. Może znów szykuje się jakiś podział politycznego tortu? Nie ma
wątpliwości, że ci, co zgłosili dziś postulat święta solidarności, chętnie
znów by przy nim zasiedli z Lechem Wałęsą na czele. Tyle że naród już się
nie da nabrać i najchętniej postawiłby wszystkich polityków pod ścianą.
Piotr Jakucki
piotr.jakucki@naszapolska.pl
źródło:
http://www.medianet.pl/~naszapol/MAIN/biezi.php
powrót
Copyright © Fundacja Pomocy Antyk |